niedziela, 18 października 2015

Historyczny powrót.


Kurde, kompletnie zapomniałam o wpisach na bloga. Aż mi głupio tu się uaktywnić. Ten czas odkąd sami wiecie co się stało, poświęciłam na zabijanie czasu, w którym nie ma Kuby. Co prawda, do końca życia będzie nadal odgrywał ważną rolę w moim sercu ale to nie to samo. Nie będę mogła poczuć zapachu jego koszuli, jego wspaniałego głosu, dzięki któremu moje ciało rozlewalo się jak czekolada. Pogodzilam się z faktem, ze już nie wróci. Jak bym mogła opisać krótko jak minęło mi te puste 60 dni.. W sumie nic ciekawego się nie działo, pogodzilam się z faktem, ze mama ma kogoś przy sobie. Każdy ma prawo do bycia szczęśliwym. Nie dogaduje się z nim najlepiej. Mamy całkiem inne zdania, hobby. Najchętniej wyniosłabym go z tego domu, ale nie chce, żeby mama była samotna. Gdy chciałam zapomnieć o goryczy, która wypełniała mnie od środka, zaczynałam ćwiczyć. W sumie wyszło mi to nawet na dobre co pokaże Wam na zdjęciu niżej. We wrześniu pierwszy raz w życiu poszłam do normalnej szkoły. Do tej pory, gdy jeździłam od jednego do drugiego szpitala miałam indywidualne nauczanie, więc wszystko było dla mnie nowe, nawet ładnie pachnące mydło brzoskwiniowe i suszarka do rąk haha:) Na początku każdy patrzył się na mnie jak na jakiegoś odludka. Nie dziwię im się, poznawalam tak naprawdę inny świat, którego dotychczas nie znałam. Nigdy nie miałam stałych znajomych, jedynie tych ze szpitala, z którymi łączyły mnie choroby. Ostatnio nawet myślałam, żeby je odwiedzić, wesprzeć duchowo, pokazać, ze jednak można wyjść z tego chorego mętliku. Chyba tak zrobię w najbliższym, wolnym czasie. Wracając do tematu, z czasem zaczęłam nawiązywać z otoczeniem całkiem dobre relacje.  Zdążyłam się już przejechać na nie jednej, ani nie na dwóch osobach no ale żyje z myślą, ze wygrałam ze śmiercią i nikt mi nie przeszkodzi w drodze do szczęścia:)