Kiedy przyjechałem do szpitala nie mogłem znaleźć Anny,matki Poli.Dostałem od niej e-maila z podziękowaniami i propozycją spotkania z jej córką.Nie chciałem.Minął tylko tydzień od śmierci mojego kwiatuszka.Nie mogłem się z tym pogodzić.Bałem się,że gdy ją zobaczę,wspomnienia wrócą...A jednak przyszedłem.Dlaczego?Sam nie wiem.Po prostu coś mnie tam ciągnęło.Spytałem o Annę pielęgniarki,ale odpowiedziały,że wyszła jakieś 15 minut temu.Cholera.Miałem dwie możliwości.Albo wrócić później,albo wejść tam sam.Uznałem,że druga opcja była odpowiednia.Wszedłem do środka.Siedziała na łóżku.Nie mogłem uwierzyć,że ma 19 lat.Wyglądała na o wiele młodszą.Była szczuplutka,niczym anorektyczka.Brunetka,podkrążone oczy,zrelaksowana.
-To Ty? Jakub,prawda?-spytała.
Ugięły mi się nogi,zaczęło robić mi się słabo.Podszedłem i usiadłem na krześle.
-Tak,skąd wiedziałaś?
-Mama mówiła,że może mnie odwiedzisz
Nie zdążyliśmy zamienić kilka słów,a do sali weszła Anna.Zerwałem się na równe nogi.Podszedłem i podałem jej rękę.
-Jakub,Jakub Klebankiewicz.
Zarzuciła mi się na szyję i nie chciała puścić.Była drobna i niska.Gdy mnie puściła,podziękowała,że namówiłem ojca Asi na oddanie serca.Zrobiłem krok w stronę drzwi.
-Już idziesz?-spytała Anna.
-Odwiedzę Was jeszcze.
-Dzięki za serce.-powiedziała Pola.
Po powrocie do domu,przez całe 3 dni leżałem w łóżku z laptopem,oglądając zdjęcia z moim skarbem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz